Rynek mieszkaniowy w Polsce i w Niemczech – różnice
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
Berlin.
W Polsce, jeśli zbiera się grupa znajomych, by zamieszkać razem, to zwykle kupuje grunty pod budowę obok siebie domów indywidualnych. W Niemczech często zdarza się, że powstaje grupa inicjatywna, by na wyszukanej wspólnie działce zbudować blok mieszkalny – i w ten sposób zostać sąsiadami z wyboru, a nie z przypadku. Takich inwestycji zrealizowano już w Niemczech, według różnych szacunków, od 3 do 5 tysięcy, a kolejne są w trakcie realizacji bądź w planowaniu.
Jedno zjawisko jest jednak podobne w obydwu krajach – dorosłe dzieci wyprowadzają się z domu często w odległe rejony, więzi rodzinne z natury słabną. W Polsce zaczyna być zauważalny trend, że rodzice w wieku 50+ zaczynają szukać miejsca zamieszkania w pobliżu dorosłych dzieci, między innymi, by być bliżej nich i wnuków. W Niemczech kiełkuje inna ciekawa tendencja – zamieszkać w jednej lokalizacji z „rodziną z wyboru.”
Zobacz też: Coraz więcej osób inwestuje mieszkania na wynajem
REKLAMA
„Tyle sąsiedztwa - ile się da, tyle prywatności - ile niezbędne” - to hasło tych inicjatyw, które zaczynają być w ostatnim czasie podejmowane. Pomysłodawcami są najczęściej ludzie w średnim wieku lub nieco starszym, bezdzietni lub ci, których dzieci już wyfrunęły z domowego gniazda. Wielu z nich jeszcze jest aktywnych zawodowo, inni przechodzą na emeryturę. Wiedzą, że jeszcze długo pożyją i długo będą aktywni. A jednocześnie coraz bardziej będą potrzebować i bratnich dusz, i pomocy w różnych życiowych sprawach. Tworzą zatem wspólnoty mieszkaniowe, które wyszukują ciekawe grunty pod przyszłe lokum, występują w roli inwestora. Niektóre wspólnoty same kierują inwestycją, zatrudniając przedsiębiorstwa budowlane, często jednak zawierają umowę z profesjonalnymi deweloperami, którzy dostarczają „know how” i zajmują się realizacją inwestycji.
W takich realizacjach są i mniejsze „emeryckie” mieszkania, ale też i większe, „rodzinne”, by zachęcić do osiedlania się ludzi młodych, już posiadających małe dzieci albo planujących mieć wkrótce przychówek. Inwestycje są z reguły kameralne. W dużych blokach ludzie przez lata pozostają dla siebie anonimowi. Tu zaś właśnie chodzi o to, by nawiązywały się więzi sąsiedzkie, przeradzające się w przyjacielskie, a nawet quasi - rodzinne. To właśnie ta „rodzina z wyboru” – podkreśla Jacek Biernacki z portalu RynekPierwotny.com
Zobacz też: Fundusz Mieszkań na Wynajem – już niebawem
REKLAMA
Starsi liczą na pomoc młodszych w codziennych sprawach, w zamian oferują „babciowanie i dziadkowanie”. Wychodzą z założenia, że młodym rodzicom łatwiej będzie zostawić dzieci z dysponującymi wolnym czasem emerytami, z którymi mieszka się przez ścianę, których się dobrze zna i do których ma się zaufanie niż szukać odpowiedzialnej opiekunki z odpowiednimi referencjami, która w dodatku będzie kosztować. Zacieśnianiu się takich rodzinno - sąsiedzkich więzi ma służyć i projektowanie w budynku pomieszczeń świetlicowo - klubowych, i wspólne przedsięwzięcia – wycieczki, pikniki, wspólne świętowanie urodzin, imienin i innych okazji.
Oczywiście nowa idea nie przyjmuje się gładko i prosto. Sukces zależy często od nastawienia lokalnych władz. Jeśli znajdą one miejsce w ratuszu, gdzie taka wspólnota mogłaby się zbierać i planować kolejne kroki, jeśli miasto pomoże wyszukać odpowiednią działkę, nie będzie zwlekać z pozwoleniem na budowę, zapewni pomoc przy szukaniu korzystnego kredytowania i solidnego dewelopera do realizacji – pomysł jak najbardziej może się udać.
Druga kwestia – jak utrzymać dobrą wolę i ducha współpracy przez cały okres trwania inwestycji. Na początku zawsze jest entuzjazm. Ale potem mogą zacząć się różnice zdań – gdzie konkretnie budować, jak ma wyglądać architektura budynku i zagospodarowanie terenu, z czego budować, za ile budować, z kim budować, gdzie wziąć kredyt – pisze Jacek Biernacki z portalu RynekPierwotny.com
Sprawa trzecia – jak zachęcić młodych ludzi do kupna lub częściej - wynajmu mieszkań w takiej inwestycji. Na razie zainteresowanych jest wciąż mniej niż oczekiwano, ale i tu zaczyna coś drgać. Naturalnie inicjatorami takiej wizji mieszkalnictwa są wciąż ludzie starsi, którzy na co dzień żyją albo z dala od swoich dzieci albo z różnych powodów nie mogą liczyć na ich wsparcie.
Z drugiej strony pojawia się coraz więcej młodych rodziców, którzy nie mogą, też z różnych powodów, liczyć na wsparcie i radę swoich rodziców, a małe dzieci nie za często mają okazję widywać dziadków. Posiadanie życzliwych, dyspozycyjnych „dziadków z wyboru” tuż za ścianą czy na sąsiednim piętrze, ma zatem swoją wartość. I może zachęcić nawet do posiadania większej liczby dzieci. A przecież na niską stopę wzrostu naturalnego narzeka całą zjednoczona Europa. Zatem niemiecki pomysł ma jakieś widoki na przyszłość.
REKLAMA
REKLAMA