Na „Mieszkanie dla Młodych” trzeba będzie zaczekać dłużej
REKLAMA
REKLAMA
Pozornie mało znacząca korekta terminu wejścia w życie nowego programu dopłat do kredytów hipotecznych, czyli „Mieszkania dla Młodych” (MdM), może okazać się poważną przeszkodą w procesie odbudowy stanu koniunktury rynku mieszkaniowego w bieżącym roku, zarówno w jego części dotyczącej mieszkań nowych, jak i tych z drugiej ręki – pisze Jarosław Jędrzyński, analityk rynku nieruchomości portalu RynekPierwotny.com.
REKLAMA
Zobacz także: „Mieszkanie dla Młodych” – wady i zalety
Założenia, jakie w pierwotnej wersji zaprezentowało Ministerstwo Transportu i Budownictwa, zakładały uruchomienie nowego programu dopłat dokładnie w połowie br., czyli równo 6 miesięcy od daty zamknięcia „Rodziny na Swoim”. Ostatnio jednak termin ten został przesunięty w czasie, a aktualna, a co gorsza niekoniecznie ostateczna wersja przewiduje, że start nowego państwowego wsparcia w zakupie pierwszego w życiu lokum nastąpi najwcześniej z początkiem 2014 roku. Czy ta na pierwszy rzut oka nieistotna, zaledwie półroczna korekta może mieć w ogóle jakieś znaczenie? Niestety, dla części uczestników rynku nieruchomości, przede wszystkim zaś tych prowadzących w jego ramach działalność gospodarczą, popularna maksyma rodem z półświatka, stanowiąca że „rok nie wyrok”, może nie znaleźć pełnego potwierdzenia, albo co gorsza, w przypadku istotnej liczby małych, a nawet średniej wielkości przedsiębiorców, znaleźć może dokładnie odwrotne zastosowanie.
Zobacz także: Jakie działki kupowali Polacy w 2012 roku?
Polska mieszkaniówka
Polska mieszkaniówka już co najmniej od 4 lat nie jest typowym środowiskiem wolnorynkowym. Ceny w jej ramach nie są bowiem wyłącznie wynikiem swobodnej gry popytu i podaży, ale w dużym, by nie powiedzieć decydującym stopniu, efektem bezpośredniego państwowego interwencjonizmu. Chodzi oczywiście o popularną, już niestety zakończoną „Rodzinę na Swoim”, która w ostatnich latach wyznaczała stawki za metr kwadratowy mieszkań w Polsce. Niestety obecna inicjatywa gremiów rządowych, a dotycząca MdM, jest kontynuacją tego dość kontrowersyjnego eksperymentu – pisze Jarosław Jędrzyński, analityk rynku nieruchomości portalu RynekPierwotny.com.
Zobacz także: Dlaczego warto inwestować w nieruchomości energooszczędne?
Dokładnie na przełomie lat 2008/2009, a więc wkrótce po słynnym upadku banku Lehman Brothers, sytuacja na krajowym rynku nieruchomości mieszkaniowych wydawała się na tyle beznadziejna, że prezes zarządu jednej z największych giełdowych spółek deweloperskich oświadczył wówczas wprost w wywiadzie telewizyjnym, że „mamy krach na rynku nieruchomości”. Tak więc raczej nie przypadkowo w styczniu 2009 roku w nowelizacji ustawy o finansowym wsparciu rodzin w nabywaniu własnego mieszkania podniesiono ustalający limity cen w RnS współczynnik do obliczania wskaźników przeliczeniowych kosztu odtworzenia m kw. pow. użytkowej budynków mieszkalnych z wartości 1,3 do 1,4. Chodziło jak się można domyślać o zwiększenie dostępności, a tym samym ożywienie bardzo niemrawego dotąd popytu na mieszkania w ramach programu kredytów preferencyjnych, a przez to oddalenie realnej groźby załamania rynku, który zdaniem niektórych, w tym wspomnianego wcześniej menadżera, już stał się faktem.
Zobacz także: Rynek pierwotny w Katowicach
Jak dziś wiadomo rządowy manewr zakończył się sukcesem, a krajowa mieszkaniówka nie podzieliła losu hiszpańskiej ani irlandzkiej, ale całkiem dobrze zniosła najbardziej krytyczny okres w swojej historii, z wszelkimi tego pozytywnymi skutkami dla całej polskiej gospodarki. Oczywiście nie za darmo, ale dzięki poświęceniu i determinacji ponad 30 tys. gospodarstw domowych, które w 2009 roku nabyły mieszkania w ramach „Rodziny” przy cenowych stawkach za m kw. wyższych od dzisiejszych w granicach 30 procent do nawet 40 procent. Z kolei niespełna 3 lata później, we wrześniu 2011 roku, w związku z pogarszającą się sytuacją budżetu, kolejna nowela inicjująca proces wygaszania „Rodziny” obcięła wspomniany współczynnik z obowiązującej wartości 1,4 do 1,0 dla rynku pierwotnego oraz 0,8 dla wtórnego. Tu jak można przypuszczać chodziło o znaczne ograniczenie aktywności programu dla mieszkań nowych, a na rynku wtórnym niemal zupełną jego eliminację, efektem czego miały być wymierne oszczędności budżetowe oraz osiągnięcie wstępnego efektu wygaszania RnS – podkreśla Jarosław Jędrzyński, analityk rynku nieruchomości portalu RynekPierwotny.com.
Zobacz także: „Mieszkanie dla Młodych” pozostawia wątpliwości
Wskutek tej regulacji spadki cen mieszkań, przede wszystkim deweloperskich, istotnie przyśpieszyły w ramach uruchomienia procesu dopasowywania cenników deweloperskich do nowych limitów. Jest znamienne, że w latach 2009-2011, a więc okresie obowiązywania wyższych mnożników, średnia cena m kw. mieszkań w Polsce spadła zaledwie w granicach 10 proc. do maksymalnie 15 proc. Dla porównania skalę spadków w największych polskich aglomeracjach dla najbardziej poszukiwanych lokali deweloperskich o powierzchni do 50 m kw., w okresie tylko 15 miesięcy, a więc od czasu nowelizacji ustawy o RnS w 2011 roku do końca roku ubiegłego, przedstawia załączona tabela, której zawartość raczej nie wymaga komentarza.
Zobacz także: Mikroapartamentowce, czyli „kompresja mieszkaniowa”
Oczekiwanie na „Mieszkanie dla Młodych”
Na czym zatem polega kłopot z nowym programem dopłat na długo przed jego wprowadzeniem w życie? Otóż szczegółowy katalog warunków otrzymania dofinansowania rynek otrzymał już pod koniec 2012 roku, natomiast termin uruchomienia programu wyznaczono, choć wciąż ze znakiem zapytania, dopiero na początek 2014. Przedłużenie „martwego” okresu programów dopłat pomiędzy zakończeniem misji RnS a startem MdM z 6 miesięcy do 12 stanowi poważny dylemat głównie dla strony podażowej rynku, a więc deweloperów i właścicieli mieszkań wystawionych na rynku wtórnym, niezależnie od tego, że nowy program tych ostatnich nie dotyczy – zauważa Jarosław Jędrzyński, analityk rynku nieruchomości portalu RynekPierwotny.com.
Zobacz także: Za ile można kupić apartament w górach?
REKLAMA
Z jednej strony bowiem jest raczej oczywiste, że w oczekiwaniu na MdM i tak mizerny obecnie popyt na mieszkania, wbrew pozorom nie tylko deweloperskie, może ponownie mocno wyhamować i niestety potrwać długie miesiące. Z drugiej strony natomiast został być może mimowolnie stworzony i uruchomiony kolejny mechanizm silnej, pozarynkowej presji na spadki cen. Rynek dostał bowiem wyraźny sygnał, że skoro za rok mieszkania będą dostępne dla uprawnionych osób w cenach równych limitom przepisanym z RnS minus 15-20 proc. dopłaty, to i w ciągu całego bieżącego roku nie warto przepłacać i należy kategorycznie żądać od deweloperów cen w ten sposób skalkulowanych, bez względu na to w jakim wieku jesteśmy i czy szukamy pierwszego w życiu lokum czy kolejnego.
Oczywiście przecena mieszkań w polskich warunkach w okolicznościach słabej ich dostępności jest czymś zupełnie naturalnym i nie podlegającym dyskusji. Istnieje jednak pewna granica wytrzymałości rynku, określana różnicą pomiędzy cenami, po których mieszkania były masowo nabywane w szczycie boomu, najczęściej w kredycie denominowanym, a cenami minimalnymi, których poziom dziś jest usilnie poszukiwany. Jeżeli proces korygowania wyceny nieruchomości mieszkaniowych w sposób nadmierny i uporczywy będzie stymulowany czynnikami nierynkowymi, może to doprowadzić do sytuacji, w której ta cienka granica zostanie przekroczona, a stąd już tylko krok do załamania rynku np. według scenariusza hiszpańskiego – podsumowuje Jarosław Jędrzyński, analityk rynku nieruchomości portalu RynekPierwotny.com.
Zobacz także: Kondycja deweloperów bez dopłat z „Rodziny na Swoim”
REKLAMA
REKLAMA