ZUS czy OFE - co wybrałeś?
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
Tylko do 31 lipca mogliśmy wybrać, czy dostaniemy śmiesznie niską emeryturę tylko od ZUS, czy równie małą emeryturę doprawioną szczyptą OFE. Wybór był pozorny i przypominał wybór choroby, na którą chcemy zapaść. Żaden z wariantów nie zagwarantuje nam bowiem nie tylko emerytury „pod palmami”, ale nawet w większości wypadków „pod gruszą”.
Obecnie składka emerytalna to 19,52 proc. naszej pensji. Jeśli pozostaliśmy w OFE to 16,6 proc. będzie trafiać na konto (12,22 proc.) i subkonto (4,38 proc.) w ZUS po czym… błyskawicznie zniknie i trafi w ręce obecnych emerytów. Na naszych kontach pozostanie jednak zapis, który co roku będzie waloryzowany. W przypadku konta waloryzacja zależy od inflacji i wzrostu płac w gospodarce, a środki na subkoncie podlegają waloryzacji wskaźnikiem równym średniorocznej dynamice wartości PKB za okres ostatnich pięciu lat. Oznacza to w skrócie, że ZUS w teorii zobowiązuje się, że na emeryturze wypłaci nam nasze składki powiększone o odpowiedni procent.
Problem polega jednak na tym, że waloryzacja zależy od decyzji politycznej i obecnie jest na dość wysokim poziomie. Nietrudno w związku z tym sobie wyobrazić, że w obliczu budżetowych problemów politycy znów zmienią zasady gry w jej trakcie. Przykład takiego działania mogliśmy zobaczyć chociażby w tym roku. W związku z tym nie ma gwarancji, że otrzymamy emeryturę nawet tak niską, jak zakładają to obecne, niezbyt optymistyczne prognozy. Już teraz ZUS nie posiada środków na wypłatę ok. 30 proc. świadczeń emerytalnych, a dziura ta łatana jest z budżetu państwa. W przyszłości sytuacja ta jeszcze się pogorszy, ponieważ zmaleje liczba osób, które pracują i płacą składki, a wzrośnie liczba emerytów.
Jaką emeryturę będą dostawać obecni 30-latkowie?
Według prognoz obecni trzydziestolatkowie na emeryturze mogą liczyć na comiesięczny przelew od ZUS-u w wysokości ok. 30 proc. ostatniej pensji. Z pewnością taki wynik nie napawa optymizmem. Ostatnio prezes ZUS Zbigniew Derdziuk pocieszał jednak przyszłych emerytów, że jeśli będą „grzecznie” płacić składki odpowiedniej wysokości przez 45 lat, to może znajdzie się dla nich nawet 50 proc. ostatniej pensji. Oczywiście pod warunkiem, że prezes ma racje, podczas tego maratonu nie podwinie się nam noga oraz politycy w jego trakcie znów nie zmianą zasad, żeby ratować budżet. Co jednak, gdy przez te lata nie będziemy skorzy do współpracy z państwowym ubezpieczycielem? Przecież wiele młodych osób pracuje obecnie na umowie o dzieło, ma przerwy w swojej karierze, czy postanawia przez pewien czas zająć się dziećmi.
Emerytura = ZUS + OFE
Oczywiście możemy doprawić ZUS-owską emeryturę szczyptą OFE. Problem polega jednak na tym, że kiedyś na tzw. II filar trafiało 7,3 proc. naszej pensji, a po ostatnich zmianach już tylko 2,92 proc. Nie możemy w związku z tym liczyć, że inwestycje poczynione przez zarządzających funduszami, jakoś diametralnie poprawią nasz emerytalny byt i to nawet przy założeniu, że ich decyzje będą trafne. Nie ma również gwarancji, że po pozostałości OFE znów ręki nie wyciągnie rząd i nie zdecyduje się na całkowitą likwidację II filaru.
IKE, a może IKZE
REKLAMA
Nie należy mieć złudzeń. Jeśli sami nie zadbamy o naszą emerytalną przyszłość, to nikt inny za nas tego nie zrobi. Warto w związku z tym przejrzeć dostępne na rynku możliwości i wybrać ofertę, dzięki której będziemy budowali swój emerytalny kapitał. W myśl twórców reformy emerytalnej z 1999 r., każdy może odkładać dodatkowe środki na swoją emeryturę w ramach tzw. III filaru. Obecnie do dyspozycji mamy IKE (Indywidualne Konto Emerytalne) i młodsze od niego IKZE (Indywidualne Konto Zabezpieczenia Emerytalnego).
IKE pozwala uniknąć podatku Belki, bo wypłacając pieniądze po latach nie będziemy musieli oddawać fiskusowi 19-proc. zysków, a mogą to być znaczące kwoty. Gdybyśmy odkładali przez 30 lat co miesiąc po 300 zł, i zarobili na inwestycji średnio 5 proc. w skali roku, to uzbieramy 245,6 tys. zł. Jeśli jednak przyszłoby nam od tego zapłacić podatek od zysków kapitałowych, to nasze oszczędności skurczyłyby się do 219,5 tys. zł. IKZE pozwala z kolei co roku odpisać wpłacone środki od podstawy opodatkowania. Dzięki temu podatkowe korzyści możemy odczuć już dziś. Ich skala jest jednak w obu wariantach zbliżona. Oba konta różnią się jeszcze limitem wpłat, bo na IKE można w tym roku przeznaczyć 11 238 zł, zaś na IKZE wolno przekazać 4 proc. rocznej podstawy wymiaru składek na ubezpieczenia emerytalne i rentowe. To zaś daje na 2014 rok kwotę maksymalnie 4 495,20 zł.
Zobacz także: Czym różni się IKE od IKZE?
Zobacz też: IKE – Indywidualne Konta Emerytalne
Oba rozwiązania wyglądają ciekawie. Żeby z nich skorzystać musimy się jednak zdecydować na konkretną ofertę banku, towarzystwa funduszy inwestycyjnych czy firmy ubezpieczeniowej. Do dyspozycji mamy głównie lokaty bakowe oraz programy systematycznego oszczędzania w ramach których możemy lokować środki w różnego rodzaju fundusze. Lokaty oferują stabilne oprocentowanie i są objęte gwarancją Bankowego Funduszu Gwarancyjnego. Jest to w związku z tym propozycja dla osób nie lubiących ryzyka, ale również nie oczekujących zbyt wiele. Lokaty mogą bowiem chronić nasze środki przed inflacją, ale nie mają szans wygenerować krociowych zysków.
Dla osób bardziej odważnych dostępne są różnego rodzaju fundusze, lokujące środki m.in. w akcje, obligacje czy waluty. Tu wybór strategii inwestycyjnej jest ogromny i każdy może dopasować optymalny dla siebie stopień ryzyka. Wiele osób zniechęca jednak to, że w zamian za przystąpienie do takiego programu banki, czy ubezpieczyciele oczekują regularności, karzą za jej brak oraz pobierają opłaty. Warto dodać, że w wielu przypadkach są one wyższe niż w podobnych programach systematycznego oszczędzania, czy inwestowania oferowanych poza IKE.
Kolekcjoner zysków
Oczywiście możemy odkładać na emeryturę także poza IKE i IKZE. Tu liczba propozycji, jest praktycznie nieograniczona. Dla osób, które szukają mniej popularnych rozwiązań dobrym pomysłem mogą być chociażby niektóre inwestycje alternatywne takie, jak zakup dzieł sztuki, czy ekskluzywnych przedmiotów, czy chociażby znaczków pocztowych. Takie inwestycje z założenia mają charakter wieloletni i są niezależne od zawirowań na rynkach finansowych. Oznacza to, że mogą się sprawdzić właśnie jako emerytalna lokata kapitału. Przeważnie polegają one na zakupie realnie istniejącego przedmiotu za gotówkę i jego przechowywaniu aż do momentu sprzedaży. Pomóc w tym mogą nam wyspecjalizowane firmy, które mogą się zająć wyborem, zakupem, przechowywaniem, ubezpieczeniem oraz późniejszym zbyciem.
Ile jednak można na takich inwestycjach zarobić? Globalny indeks sztuki Mei Moses pokazuje, że przez ostatnie 60 lat, ktoś kto inwestował w sztukę na okres sześciu lat mógł zyskać przeciętnie 112 proc. Dla porównania złoto przynosiło zwrot na poziomie 64 proc., a akcje z indeksu S&P 500 73 proc. Co ważne, tak jak w przypadku IKE i IKZE tu także możemy liczyć na podatkowe korzyści, bo jeśli dzieło sztuki sprzedajemy później niż pół roku od daty zakupu, to nie płacimy podatku dochodowego. Inwestycje alternatywne nie są zarezerwowane również wyłącznie dla osób zamożnych, a żeby rozpocząć swoją przygodę z rynkiem sztuki, kolekcjonerskich butelek whisky, czy wina potrzeba ok. kilkunastu tysięcy złotych.
Najważniejsze jest jednak to, żeby jak najwcześniej zacząć myśleć o swojej emeryturze i nie liczyć w tym zakresie wyłącznie na ZUS. Tak zresztą postępują również przedstawiciele rządu. Przypomnieć można chociażby słynną wypowiedź Waldemara Pawlaka, który w 2012 r. piastując funkcje ministra gospodarki oraz wicepremiera powiedział wprost, że nie wierzy w państwowe emerytury. Trwająca od dłuższego czasu debata: „ZUS czy OFE” powinna mieć jeden pozytywny efekt: skłonić nas do samodzielnego zadbania o finanse po zakończeniu zawodowej aktywności.
REKLAMA
REKLAMA
© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A.