Polskie przepisy dotyczące bezpieczeństwa pożarowego budynków od lat pozostawały w tyle za realiami nowoczesnego budownictwa. Teraz szykują się zmiany, które – jak podkreślają eksperci – mogą realnie wpłynąć na bezpieczeństwo mieszkańców oraz użytkowników hal przemysłowych i obiektów użyteczności publicznej.
- Przepisy z czasów „wielkiej płyty”
- Ogniomurki wracają do łask
- Palne elewacje pod kontrolą
- Wymóg odporności ogniowej konstrukcji
- Kto ponosi ryzyko?
- Dlaczego to ważne?
Przepisy z czasów „wielkiej płyty”
Obowiązujące do dziś regulacje w dużej mierze wywodzą się jeszcze z lat 70. i 80. XX wieku – okresu budownictwa wielkopłytowego. Od tego czasu zmieniło się niemal wszystko: technologie, materiały, sposób projektowania i eksploatacji budynków. Jednocześnie Polska, w przeciwieństwie do wielu państw Europy Zachodniej, nie wprowadzała przez dekady kompleksowych aktualizacji w zakresie ochrony przeciwpożarowej.
Efekt? Budynki termomodernizowane od lat 90. – często kilkukrotnie – zyskiwały kolejne warstwy ocieplenia, ale bez dodatkowych zabezpieczeń.
To powodowało wzrost zagrożenia pożarowego, szczególnie w kontekście powszechnego stosowania palnych materiałów, takich jak styropian czy pianki poliuretanowe.
Ogniomurki wracają do łask
Jedną z kluczowych zmian ma być obowiązek stosowania ogniomurków – elementów oddzielenia przeciwpożarowego, które spowalniają rozprzestrzenianie się ognia na dachach i pomiędzy pomieszczeniami.
Dotąd ich brak w przepisach sprawiał, że inwestorzy często rezygnowali z tego rozwiązania, chcąc ograniczać koszty.
Eksperci podkreślają, że to niewielki wydatek w porównaniu z potencjalnymi stratami. Brak odpowiednich podziałów pożarowych sprzyja szybkiemu rozprzestrzenianiu się ognia, czego przykładem są m.in. głośne pożary hal w Białej Łęce czy zakładu w Łysych.
Palne elewacje pod kontrolą
Drugim istotnym obszarem zmian są ocieplenia. Dziś ponad 80% elewacji w Polsce ocieplanych jest styropianem. Przy niewielkich grubościach warstw izolacyjnych i solidnym tynku ryzyko było akceptowalne. Jednak wraz ze wzrostem grubości ociepleń i stosowaniem coraz cieńszych warstw tynku zagrożenie rośnie.
Nowe przepisy przewidują stosowanie pasów i opasek z materiałów niepalnych – najczęściej z wełny mineralnej – w kluczowych miejscach, np. przy oknach czy w strefach styku ze stropodachem. Ma to zapobiegać sytuacjom, w których ogień z samochodu czy kosza na śmieci błyskawicznie przenosi się po elewacji na wyższe kondygnacje.
Wymóg odporności ogniowej konstrukcji
Nowelizacja prawa budowlanego wprowadza także minimalne klasy odporności ogniowej dla konstrukcji hal i magazynów. Dotąd zdarzały się obiekty projektowane w najniższej klasie pożarowej, gdzie elementy konstrukcyjne w ogóle nie musiały spełniać wymagań ogniowych. To powodowało, że strażacy nie mogli bezpiecznie prowadzić akcji gaśniczej wewnątrz – ryzyko zawalenia było zbyt wysokie już po kilku minutach od wybuchu pożaru.
Nowe przepisy mają to zmienić i wymusić stosowanie bezpieczniejszych rozwiązań nawet w budynkach o najniższej kategorii zagrożenia pożarowego.
Kto ponosi ryzyko?
Jak zauważa Maria Dreger ze Stowarzyszenia na Rzecz Bezpieczeństwa Pożarowego, brak odpowiednich regulacji nie oznaczał wcale oszczędności, lecz przerzucenie ryzyka na użytkowników i właścicieli budynków. To oni tracą mieszkania, dorobek życia i bezpieczeństwo, jak w przypadku pożaru w Ząbkach. Wtedy poszkodowani zostali mieszkańcy, którzy wciąż spłacają kredyty, choć ich domy uległy zniszczeniu.
Dlaczego to ważne?
Proponowane zmiany mają na celu ograniczenie ryzyka dużych pożarów, które nie tylko niszczą budynki, ale też paraliżują lokalne społeczności i gospodarkę. Wprowadzenie dodatkowych zabezpieczeń – choćby częściowo zwiększających koszty inwestycji – może w przyszłości uchronić tysiące ludzi przed tragedią.
Jak podkreślają strażacy i eksperci, lepiej zapobiegać niż leczyć. A w przypadku pożarów – lepiej zapobiegać, niż patrzeć na skutki, których nie da się cofnąć.